A co ze światopoglądem USA? Nie został on wyłożony równie jasno, ale możemy się domyślać, że była i jest to wizja świata rządzonego za pomocą władzy i siły, a dokładniej mówiąc, siły wyrażonej w sposób ostateczny, czyli potęgi militarnej. Jeśli tak, to musimy się upewnić, że ta władza jest w dobrych (czyli naszych) rękach. Jest to wersja niewątpliwie mniej szlachetna niż ta europejska, ale za to szczera i bardziej praktyczna niż mętne europejskie aspiracje do multilateralizmu. Zdaniem Kagana świadczy to o słabości Europy, bo przecież to właśnie słabi będą o wiele bardziej skłonni docenić zalety decyzji podjętej w drodze konsensusu niż powoływać się na doktrynę z dialogu melijskiego, według której silniejsi osiągają swe cele, a słabsi ustępują.
Czy tym właśnie nie są słabość i siła? Amerykanie są zazwyczaj zbyt uprzejmi, żeby nazwać to po imieniu, zrobił to natomiast George D. Bush (dwa lata po delikatniejszej wersji Roberta Kagana). Przemawiając w AEI [Amerykańskim Instytucie Przedsiębiorczości] prezydent powiedział: „Spotykamy się tutaj w ważnym momencie dla historii cywilizowanego świata. Część tej historii tworzyli inni, jej resztę stworzymy my”.
Kiedy Kagan pisał ten esej zarówno UE, jak i USA, miały się dobrze. Zwłaszcza USA - zwycięzca zimnej wojny i jedyne supermocarstwo gotowe użyć swej potęgi do słusznych celów, takich jak usunięcie Saddama Husseina z Kuwejtu, zaprowadzenie pokoju w Bośni czy niedopuszczenie do potencjalnego ludobójstwa w Kosowie. Również UE wyszła zwycięsko z zimnej wojny, dzięki rozszerzeniu przejmowała po NATO funkcję siły stabilizującej w Europie, za sprawą Unii Gospodarczej i Walutowej miała za moment rozpocząć nowy etap integracji, posługiwała się również narzędziami projekcji siły oraz dyplomatycznymi.